Jest 2013 rok, mija właśnie 25 lat od chwili, kiedy wydane w 1989 roku w PRL wyroki kary śmierci zamieniono na karę 25 lat pozbawienia wolności – wyroki, które skazywały groźnych, często wielokrotnych morderców i gwałcicieli.
Właśnie w 2013 roku, po odsiedzeniu swoich kar mieli wyjść na wolność. Polska opinia publiczna i rząd zaczęły zadawać sobie pytanie, jakie to przyniesie skutki.
Jednym z głośniejszych wówczas medialnie osadzonych jest Mariusz Trynkiewicz, skazany w 1989 roku na karę śmierci pedofil i zabójca, tytułem amnestii dostał 25 lat – jako jeden z wielu miał wyjść niebawem na wolność. W mediach aż huczy, specjaliści zajmują stanowiska i wyrokują, co wydarzy się, kiedy opuści zakład karny, w którym odsiedział wyrok. „Będzie zabijał” – powtarza w kolejnych programach psycholog, która orzekała w sprawie Trynkiewicza wiele lat wcześniej. Do głosu dochodzi opinia publiczna, która kierowana strachem wtóruje mediom – „Bestia nie może wyjść na wolność!”.
W takiej atmosferze 22 listopada 2013 roku w życie wchodzi Ustawa o postępowaniu wobec osób z zaburzeniami psychicznymi stwarzającymi zagrożenie życia, zdrowia lub wolności seksualnej innych osób. Na mocy owej Ustawy w Gostyninie powstaje Krajowy Ośrodek Zapobiegania Zachowaniom Dyssocjalnym dla 60 osób. Ma się w nim znaleźć miejsce dla Trynkiewicza i jemu podobnych. Oponenci przekonują, że tak zwana „Ustawa o bestiach” jest wynikiem medialnego szumu i społecznej histerii. Eksperci potwierdzają te tezy, mówiąc, że skutki tak pospiesznie i niechlujnie przyjętej ustawy mogą być katastrofalne.
Niepokojące oceny okazały się smutną rzeczywistością
Idea zakładała stworzenie bezpiecznego – tak dla społeczeństwa, jak i osadzonych – miejsca, w którym wysyłane osoby miały być poddane terapii. Jednak mroczne prognozy okazały się niemal przepowiednią. W ośrodku w Gostyninie zamiast przewidzianych 60 pacjentów znalazło się znacznie więcej osób. Jedno i dwuosobowe pokoje stały się zatłoczonymi, 8 osobowymi klitkami. Miejsce terapii i leczenia zajęła izolacja w zamknięciu. Natomiast zbyt pochopnie i pospiesznie ustalone zasady, według których ośrodek miał funkcjonować, zamieniły się w pełną aktów agresji i chaosu samowolę.
Choć w ośrodku mieli przebywać najbardziej niebezpieczni przestępcy seksualni oraz mordercy, trafiają tam również pacjenci z wyrokami nawet poniżej 3 lat. Wysyłani tam są jako „potencjalnie niebezpieczni”, w wielu przypadkach zupełnie bez uzasadnienia.
Eksperyment na ludziach
Historie o pomyłkach i nietrafionych decyzjach można mnożyć. Jeden z pacjentów wyszedł już z więzienia po odsiedzeniu swojego wyroku (wcale nie jako gwałciciel, ani zabójca), zresocjalizowany założył działalność gospodarczą, znalazł partnerkę, z którą planował ślub i założenie rodziny. Toczący się proces cywilny zakończył się jednak orzeczeniem o nakazie umieszczenia go w ośrodku w Gostyninie. I tak, z miejsca zamieszkania trafił ponownie w zamknięcie pod płaszczykiem terapii, która nie ma tu w ogóle miejsca. Inna historia opowiada o losach 24 letniej pacjentki, która po odsiedzeniu w całości swojego wyroku (3 lata) trafiła do Gostynina – miała tam odbywać terapię jako chora na schizofrenię. Ośrodek jednak nie dysponuje ani środkami, ani narzędziami do jej prowadzenia. Co więcej, w ośrodku nie zadbano o intymność i poczucie bezpieczeństwa kobiety, która regularnie skarży się na bycie obiektem słownych zaczepek seksualnych i psychicznego molestowania.
Pacjenci, którymi nikt w sposób rzetelny i zgodny z założeniami nie jest w stanie się zająć, są faszerowani silnymi lekami usypiającymi i uspokajającymi – tak bowiem łatwiej uciszyć niepokoje i zapewnić wewnątrz spokój.
Bez respektowania praw człowieka
Wypowiedzieli się liczni karniści, psychologowie i specjaliści. W większości zgodnie orzekli to samo. Ustawa niebezpiecznie zbliżyła się do granicy braku poszanowania praw człowieka i ludzkiej godności. Jest niedopracowana, niestaranna i zawiera szereg luk, stwarzających ryzyko nadużyć. W uproszczeniu dała możliwość bezprecedensowego pozbawienia wolności ludzi, którzy odsiedzieli już za kratami swoje wyroki. Równocześnie, miała dotyczyć osób zaburzonych psychicznie, które w momencie popełniania przestępstw były całkiem lub w części poczytalne. Dlatego ośrodek nie został wyposażony ani w narzędzia, ani środki, ani nawet przepisy, które pozwoliłyby zadbać o takie osoby, jak chora psychicznie – opisana wyżej – pacjentka. Wytłumaczeniem dla pozbawiania wolności tych osób miał być „leczniczy” charakter ich pobytu w ośrodku. Celem izolacji nie miała być prewencja, ani kara, lecz terapia.
Znęcanie się nad pacjentami przybrało wymiar tortur. W upokarzających i urągających godności ludzkiej warunkach, pod okiem uzbrojonych pracowników ochrony zamyka się i zapomina o ludziach oraz ich prawach. Inwigilacja na każdym kroku – kamery w łazienkach i toaletach, rozbieranie do naga pacjentów po odwiedzinach ich bliskich i mocno niejasne zasady.
Prawodawca umożliwił wygodne pozbycie się ze społeczeństwa osób potencjalnie niebezpiecznych, nie zważając na to, iż trafiło tam już wiele osób, o stwarzaniu przez które zagrożenia można byłoby szeroko dyskutować, a podstawy owego zamknięcia były co najmniej chwiejne i niejasne. Warunki bytowe są tragiczne, o wiele gorsze, niż w zakładach karnych, w których pacjenci byli uprzednio osadzonymi. Żadna terapia nie ma miejsca, a zamiast niej odbywa się szeroko pojęta samowola, która rodzi bunt i przemoc. Ośrodek niezwykle trudno opuścić – kto chciałby podpisać się pod orzeczeniem, iż pacjent nie stwarza zagrożenia i wziąć na siebie odpowiedzialność za skutki tej decyzji? Chętnych brak.
Nieadekwatnie i bez nadziei na przyszłość
Stosowany rygor i środki „zapobiegawcze” w żaden sposób nie są uzasadnione. Balansowanie na granicy prawa i w zasadzie niezgodnie z Konstytucją, przykrywane jest niechlujną Ustawą. Wszelkie niedogodności prawne i sprzeciwy uciszane są powstającymi bez końca, nowymi regulaminami i aneksami do nich. A sam ośrodek i rządzące nim przepisy umożliwiają zamknięcie na resztę życia osób akonto niepopełnionych jeszcze przestępstw.
Tymczasem najbardziej zainteresowani – pacjenci – tracą nadzieję, że kiedykolwiek opuszczą ośrodek. Rezygnują więc z „terapii”, widząc, że ta nie ma najmniejszego sensu, jest jedynie teorią chęci pomocy. I jakoś próbują przetrwać…